Bank Walencji, czyli miejscówka w sam raz na kolejny sezon “Domu z Papieru”. Chociaż scenarzyści chyba prędzej wybiorą kolonię na Marsie.
Deptak nad brzegiem morza, w sam raz do porannych biegów i sprzedaży podrabianych torebek.
Empanada, ośmiornica po galicyjsku i zmutowane oliwki. Pyszka.
Polska gdyby Ministrem Kultury był Bartosz Walaszek. Albo po prostu Miasteczko Sztuki i Nauki w Walencji.
Ryyybki!
Podwodne korytarze, bardzo fotogeniczne miejsce.
I tak nasz wyjazd dobiegł końca, a my wróciliśmy do nieśmiało flirtującej z wiosną ojczyzny. Czekam teraz na kolejną rundę mojego prywatnego MMA z nowotworem i pozostaje mi mieć nadzieję, że historia z podróży do Trynidadu jeszcze kiedyś się tu pojawi.
Niestety, polska SG należy do jednych z najmniej kompetentnych i najbardziej skorumpowanych. Moja żonę trzepali przez godzinę, bo miała na nodze założoną ortezę. Podejrzewali ją, że w ortezie nie wiadomo co się znajduje, połamali sprzęt i potem próbowali go poskładać. W tym czasie nie pozwalali jej nawet usiąć, można powiedzić, że ją torturowali, dając do zrozumienia, że pewna za opłatą nie byliby tacy nadgorliwi. Straty dla nas wyniosły ok 1000 zł. Z kolei hiszpańska SG zapytała tylko, czy żona potrzebuje jakieś pomocy przy przejściu przez bramkę. Nikt niczego się nie czepiał.
domorotti napisał:Niestety, polska SG należy do jednych z najmniej kompetentnych i najbardziej skorumpowanych. Moja żonę trzepali przez godzinę, bo miała na nodze założoną ortezę. Podejrzewali ją, że w ortezie nie wiadomo co się znajduje, połamali sprzęt i potem próbowali go poskładać. W tym czasie nie pozwalali jej nawet usiąć, można powiedzić, że ją torturowali, dając do zrozumienia, że pewna za opłatą nie byliby tacy nadgorliwi. Straty dla nas wyniosły ok 1000 zł. Z kolei hiszpańska SG zapytała tylko, czy żona potrzebuje jakieś pomocy przy przejściu przez bramkę. Nikt niczego się nie czepiał.Powiedziałbym więcej: polskie służby to chamy i każdym palcem z osobna podpisuję się pod słowami Frasyniuka. Ale nie są na pewno górsi od kolegów z USA, Afryki. Wracając do glowneog wątku:przede wszystkim: gorące i najszczersze życzenia, żebyś pokonał chorobę. A resztę sobie kolega zorganizuje
:)
Kilka miesięcy temu na moim macierzystym lotnisku we Wro miałem okazje byc świadkiem podobnej sytuacji. Przy security jeden z pasażerów przede mną, starszy jegomość, również musiał być po terapii naświetlań, bo skanery zaczęły wyć na tyle skutecznie, ze najpierw wszystko wstrzymano, a potem panowie ze SG przez 10 min szukali jakiegoś urządzenia podręcznego i być może zapoznawali się z dokumentacja medyczna. Całość trwała, a kolejka do security robiła się coraz dłuższa. Trwała walka z czasem.Co do Twojej relacji - naprawdę świetnie napisana, totalnie w stylu jaki lubię. Będę czekał na kolejne i wiem, ze się doczekamZ Madrytem pełna zgoda, niesamowite miasto, chyba moje ulubione w HiszpaniiSegovia - fajnie, ze pokazałeś. Po przeczytaniu ostatniej książki Bernarda Minier to miasto jest tez na mojej liście do zobaczenia.Życzę Ci dużo zdrowia i jak najczęstszych relacji na tym forum
Dziękuje wszystkim za dobre słowa i mam gorącą nadzieję coś jeszcze opublikować w przyszłości
;) Teraz jednak muszę przeprowadzić dyscyplinującą rozmowę z nowotworem i ustalić z nim warunki eksmisji. Nie będzie to jednak zupełnie pokojowy proces, bo cytując klasyka: "W żadne pozwy się nie będziemy bawić". Buziaki i do usłyszenia!
dywyndydyfar napisał:"W żadne pozwy się nie będziemy bawić"@dywyndydyfar - tak trzymać, ostrożnie (delikatnie mówiąc) z alko i z cukrem i życzę Ci odwiedzenia wielu karaibskich wysp w dobrym zdrowostanie.Co do samej relacji, stylowo-językowo przypadł mi do gustu, a i z rzeczy praktycznych i typów na mustsee dowiedziałem się co nieco.
mapa napisał:(...) Przy security jeden z pasażerów przede mną, starszy jegomość, również musiał być po terapii naświetlań, bo skanery zaczęły wyć na tyle skutecznie, ze najpierw wszystko wstrzymano, a potem panowie ze SG przez 10 min szukali jakiegoś urządzenia podręcznego i być może zapoznawali się z dokumentacja medyczna (...)Moja matka po serii naświetlań onkologicznych wzbudzała jakieś ukryte alarmy przez najbliższe 12 miesięcy na każdym możliwym lotnisku. Zawsze dziwny uśmiech panów celników, kontrola osobista, dokładne przeszukanie bagaży, bez żadnej informacji dla nas ...Wyzdrowiała i jedyne co pozostało u niej po chorobie to taki niepokój przy przechodzeniu przez security, czego autorowi tego posta jak najbardziej życzę.
Bank Walencji, czyli miejscówka w sam raz na kolejny sezon “Domu z Papieru”. Chociaż scenarzyści chyba prędzej wybiorą kolonię na Marsie.
Deptak nad brzegiem morza, w sam raz do porannych biegów i sprzedaży podrabianych torebek.
Empanada, ośmiornica po galicyjsku i zmutowane oliwki. Pyszka.
Polska gdyby Ministrem Kultury był Bartosz Walaszek. Albo po prostu Miasteczko Sztuki i Nauki w Walencji.
Ryyybki!
Podwodne korytarze, bardzo fotogeniczne miejsce.
I tak nasz wyjazd dobiegł końca, a my wróciliśmy do nieśmiało flirtującej z wiosną ojczyzny. Czekam teraz na kolejną rundę mojego prywatnego MMA z nowotworem i pozostaje mi mieć nadzieję, że historia z podróży do Trynidadu jeszcze kiedyś się tu pojawi.
Tymczasem buziaki i dużo zdrówka Wam życzę.